Zygmunt Marek Miszczak
O krasnoludkach, czarach i o dobrym serduszku Ani
Znam z krasnalich opowieści
Bajkę takiej właśnie treści:
Dawno temu, na polanie -
W lesie ciemnym niesłychanie
Wiodły żywot byle jaki
Sympatyczne dwa szaraki.
Choć nie wątpię ani chwili,
Że krasnale to zmyślili,
Żyła w lesie także sowa -
Owych krain zła królowa.
Drżał ze strachu każdy zając,
Bowiem sowy srogość znając,
Bały się jej nawet lisy,
Lwy, pantery i tygrysy.
Hu! - Krzyczała – Hu, hu, hu, hu!
Idź na pole, kłapouchu!
Zjadaj ludziom grochu strąki,
Liście, bulwy i korzonki!
Ty zaś, hu, hu, hu, hu, hu, hu,
Idź na zagon, kłapouchu!
Rzucam urok, jakem sowa -
Owych krain zła królowa:
Gryź na sieczkę i na wiórki
Groch, fasolę i ogórki!
Hejże! Dalej! Do zagrody!
Więcej szkody! Więcej szkody!
Wiem skądinąd, choć krasnale
Nie mówili tego wcale,
Że się zaraz potem stało
To, co stać się nie musiało:
Mała Ania wzięła w rączki
Zatrwożone dwa zajączki
I, jak mądra, dobra wróżka,
Przytuliła do serduszka.
Jeśli wierzyć krasnoludkom,
Wbrew zaklęcia swego skutkom
Sowa uschła z żalu cała,
Potem zaś abdykowała,
Gdyż pojęła w wieku kwiecie
W wielkim żalu i rozterce
Najważniejszą rzecz na świecie:
Czym być może ludzkie serce.