Marek Wnukowski
Fajtłapa
Szedł fajtłapa raz przez miasto,
To słoneczny był poranek,
Szedł, zajadał sobie ciasto
Potknął się, wpadł na przystanek
Sernik leci, łuk zatacza
Bęc, ktoś dostał, jakiś człowiek
Łapać tego tam smarkacza!-
Krzyczy pan z serem na głowie
Zawsze o coś się potyka
Chodzi wiecznie połamany
Ciągle w plastrach, wciąż kuśtyka
Niewyspany? Zakochany?
Gdy fajtłapa w odwiedziny
Poszedł raz do koleżanki,
(Właśnie miała imieniny)
Potłukł jej ze cztery szklanki...
Dziś zapragnął jajecznicy
Wybiegł z domu kupić jajka
Potknął się i na ulicy
Z jajek wyszła malowanka...
Wiecznie z rąk mu wszystko leci
On nad sobą nie panuje
Szydzą z niego wszystkie dzieci
Chociaż nie chce, wszystko psuje
Na rowerze jeździł rano -
Właśnie go do kupy składa,
Nabił guza, stłukł kolano
I połamał płot sąsiada...
Już siniaków sam nie liczy
Aż mi szkoda go czasami
Właśnie znowu z bólu syczy
Nos przytrzasnął sobie drzwiami...
Do lekarza, wróżki chodzi
Nic, nadzieja dawno zgasła
Jak fajtłapą ktoś się rodzi
Zwykle z tego nie wyrasta...