Marek Wnukowski
Czarodziejska kura, lis i zła babuleńka
Bardzo dawno temu, za wieloma górami, lasami, rzekami i morzami, był sobie las. Stary, gęsty i olbrzymi. W tym lesie mieszkała pewna staruszka, w starej, jak sam las, rozpadającej się chatce z drewna. Żyła samotnie i, jak na staruszkę, dobrze sobie radziła.
Ludzie słyszeli o chatce i staruszce. Bali się jej wszyscy, niektórzy nazywali ją czarownicą. Mówiono o niej, że jest bardzo zła i wredna, że nawet komary bały się ją kąsać, ale chyba nikt jej nigdy nie widział, a wszystkie o niej informacje były prawdopodobnie plotkami, które ludzie między sobą rozsiewali.
Właściwie, nie wiadomo dlaczego wszyscy tak się jej bali? Była przecież bardzo stara, chuda, miała drobniutkie nóżki, ręce, była cała pomarszczona, szczerbata, zgarbiona, ale fama niosła, że w tych chudych rękach miała siłę dwóch słoni i, pomimo swojego podeszłego wieku, wciąż miała doskonały słuch i wzrok. Jak nastolatek.
Aaa, przepraszam, nie żyła samotnie. Razem z nią w chatce mieszkała czarodziejska kura, która w każdą sobotę znosiła jej złote jajko. Babuleńka te jajka zanosiła do piwnicy, gdzie je trzymała i codziennie liczyła.
Nie wiadomo dlaczego, ale kura też się bała staruszki, która przecież nigdy jej krzywdy nie zrobiła, co najwyżej była wobec niej oschła, nigdy z nią nie rozmawiała, ale przecież karmiła i w domu trzymała.
Kura robiła się coraz starsza i znosić jajka było jej coraz trudniej. Zaczęła się zastanawiać, co się z nią stanie, kiedy pewnej soboty nie będzie miała siły znieść złotego jajka? Była przekonana, że staruszka bardzo się wówczas rozzłości i nie wiadomo jak zareaguje. Na pewno wyrzuci ją z chatki, ale to by był najmniejszy wymiar kary. A co, jak postanowi, za karę, zrobić z niej rosół? Bardzo rzadko staruszka je mięso, więc może zapragnąć zrobić, w ramach zemsty, taki gorący rosołek, na obiad, z kury, która przestała znosić złote jajka.
Obawiała się, że już w najbliższą sobotę może nie da rady znieść kolejnego, dlatego postanowiła w piątek rano, tuż po świcie uciec od staruszki, zanim ta się obudzi. Staruszka niczego nie podejrzewała, stąd plan kury mógł się powieść.
Tak też się stało. Kiedy w piątek rano staruszka, po obudzeniu się, wyszła z łóżka, kury w domu już nie było.
Babuleńka bardzo się zdenerwowała faktem, że kura opuściła ją bez pożegnania, po kryjomu i, że nie będzie już jej składać złotych jaj. Zaczęła w złości krzyczeć, odgrażać się kurze, że ją dorwie, że ją popamięta, że jeszcze będzie gorzko gdakać, a że głos miała donośny słychać ją było w całym lesie. Na szczęście złość nie trwała długo i po chwili babcia się uspokoiła i pogodziła ze stratą kury, nie mając już do niej pretensji.
Może to moja wina, myślała? Może powinnam być dla niej bardziej miła? Może powinnam czasem z nią porozmawiać, przytulić? Nigdy tego nie zrobiłam, dlatego nie mogę mieć do niej pretensji, że opuściła mnie bez słowa. Mam nadzieję, że sobie poradzi w życiu i tego jej życzę. Może nawet będę za nią tęsknić? Nie tylko za jej jajkami…
Ale głośne krzyki babuleńki echo rozniosło po całym lesie. Dotarły również do chytrego liska, który leżał w swojej starej jamie i właśnie się zastanawiał, co dzisiaj upoluje na śniadanie? Jak usłyszał, że kura opuściła starą chatkę i krąży samotnie gdzieś po lesie, zerwał się na równe nogi, uśmiechnął się do siebie szeroko i opuścił progi swojej jamy. Już wiedział co będzie jadł dziś na śniadanie.
Wciągnął w nos leśne powietrze i wyczuł zapach kwoki. Odgadł, w którą stronę ma się udać, by dorwać swoją przyszłą ofiarę. Na samą o tym myśl, ślinka mu ciekła po pysku. Rzucił się wściekle w pogoń za kurą.
Tymczasem biedna kura, już od kilku godzin biegnie przed siebie, byle dalej od chatki, co chwila oglądając się za siebie i sprawdzając, czy staruszka jej nie goni. Bo przecież, choć jest bardzo stara, to siły ma w sobie bardzo dużo i, gdyby chciała, to pewnie by ją dogoniła. Na szczęśnie nikogo za sobą nie widziała. Wiedziała, że powoli opada z sił. Taki dystans dla kury, która całe życie spędziła w chatce, to za dużo. Czuła, że bolą ją wszystkie pazury, kości i mięśnie i, że za chwilę wyzionie ducha ze zmęczenia. Ledwo już człapała i z trudem łapała powietrze.
Muszę odpocząć, rzekła do siebie. Napiję się rosy z liści, chwilkę odpocznę i ruszę w dalszą drogę. Byle jak najdalej od chatki i staruszki.
Przykucnęła przy pniu świerka, którego drwale niedawno musieli ściąć. Pewnie był chory, może spróchniały? Powoli zaczęła dochodzić do siebie słuchając śpiewu ptaszka w koronie któregoś z licznych drzew i czesząc dziobem swoje pióra, gdy nagle, gdzieś zza krzaków wyskoczył lis.
W jego oczach ujrzała dzikie pożądanie, a z pyska płynęła mu ślina, świadcząca o tym, że jest bardzo głodny i to nią za chwilę ten głód zaspokoi.
- Witam szanownego ptaka, rzekł, głosem pełnym ironii, lis.
- Cóż to kurko, zabłądziłaś w tym dzikim lesie, czy tylko spacerujesz? A może mnie szukasz? Czy czasem za mną nie tęskniłaś? Mówiąc to lis zbliżał się coraz bardziej do kury, która w pierwszej chwili ze strachu nie mogła poruszyć nawet jednym pazurem. Z przerażeniem w oczach obserwowała ruchy lisa, zastanawiając się, co musiałaby zrobić, by uratować życie i czy to w ogóle możliwe? Przed oczyma stanęła jej staruszka i w tym momencie zatęskniła za nią. Dużo by dała, by znaleźć się teraz obok niej, w starej chatce.
Ze strachu nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Za to lis nie przestawał gadać, wciąż przybliżając się do swojej ofiary.
- Bo widzisz kochana, kontynuował, ja tu właśnie rozglądałem się i szukałem, co by tu zjeść na śniadanie, bo w brzuchu z głodu mi burczy, aż mi w uszach dudni. I wiesz co, zdaje mi się, że jesteś dzisiaj w moim jadłospisie… Gdy to mówił, był już o metr od biednej kwoki, zaczął powoli wystawiać pazury, już szykował się rzucić na biednego ptaka, by wbić w niego swoje zęby, gdy nagle kura siadła zdecydowanym ruchem na pieńku i tak rzekła do, zdezorientowanego takim zachowaniem, lisa.
- Posłuchaj rudzielcu. Wiem, że chcesz mnie pożreć na śniadanie i nawet to rozumiem, choć tego nie popieram, ale zanim to zrobisz, rozważ moją propozycję, którą chcę ci przedstawić. Jeśli uznasz, że jest nieciekawa, wówczas mnie zjesz, dobrze? Spytała niepewnie kura.
- Hmm, wydał z siebie lis. No dobra. Jeszcze chwilę wytrzymam. Słucham, co chcesz mi zaproponować? Ale się pośpiesz, bo naprawdę jestem głodny i za chwilę zjem własny ogon!
- Jeśli oszczędzisz moje życie i proponuję też swój ogon, to sprawię, że będziesz bogaty jak król, będziesz miał dużo złota, będzie cię na wszystko stać. Co tylko zapragniesz będziesz mógł mieć, tak będziesz bogaty. Daję ci moje słowo!
- A co mi tam po twoim słowie! Mam ci uwierzyć? Chcesz być sprytniejsza od lisa i chcesz, bym dzisiaj nic nie zjadł, ot to twój zamiar. Nie myśl sobie, że lisa tak łatwo przechytrzyć. Przechytrzanie to nasza, lisia specjalność.
- Mam tego świadomość, przystojny lisku, dlatego ani mi w głowie próbować cię przechytrzyć. Posłuchaj. Wiem, że wyglądam na zwykła kurę, ale mam ja swoją drugą naturę, której nie widać gołym okiem. Za chwilę ci ją wyjawię.
Wiem gdzie mieszka staruszka, która w piwnicy swojej chatki trzyma złote jajka. Bardzo dużo złotych jajek.
- Taak? Naprawdę? Z niedowierzaniem kręci głową lis. A skąd ty o tym wiesz, podstępny ptaku?
- Bo to ja te złote jajka, od wielu lat, w każdą sobotę jej znosiłam. To jest właśnie ta moja druga natura.
Mieszkałam z nią w tej chatce wiele lat, ale dzisiaj rano od niej uciekłam, gdyż czułam, że więcej jajek nie będę miała siły znosić i obawiałam się jej gniewu. Przysięgam ci na moje pióra, naprawdę jestem niezwykłą kurą i mówię to szczerze, jak na spowiedzi. Jeśli mi przyrzekniesz, że mnie nie zjesz, to wskażę ci gdzie jest chatka, a nawet, jeśli chcesz, pójdę tam z tobą.
Lis patrzył z coraz mniejszym niedowierzaniem na kurę i już w myślach widział siebie w złotych szatach, siedzącego na złotym fotelu, w jamie ze złota. A kura modliła się w duchu, by lis jej uwierzył, by darował jej życie, które wciąż wisiało na włosku.
- No dobra, rzekł po dłuższej chwili lis. Wierzę ci, kuro, bo ci dobrze z oczu patrzy, choć ze strachu mało nie wypadły na trawę. Nie zjem cię.
- Cieszę się bardzo, drogi lisie, rzekła kura wyraźnie uspokojona. Niemniej, nie dlatego, że ci nie wierzę, ale będę spokojniejsza, jak przyrzekniesz, że moje kości nie wylądują w twoim brzuchu…
- Dobrze, kuro niedowiarku. Przyrzekam, że pióro ci z głowy nie spadnie.
- W takim razie musimy się pospieszyć, bo chatka stoi daleko stąd, powiedziała kura.- Ale ostrzegam! Staruszka pomimo swoich lat i mikrej postury jest bardzo silna. Musisz być odważny, ale i uważny. Gdybyś wpadł w jej ręce zrobi z ciebie dwa kotlety i nikt już ciebie nigdy nie zobaczy.
- Dzięki kuro za ostrzeżenie, ale lisy z natury są bardzo sprytne. Chyba nie sądzisz, że taka babulinka, nawet jeśli jest tak silna, jak powiadasz, przechytrzy starego wygę, za jakiego uchodzę? Zakradnę się nocą do piwnicy i ukradnę jej całe złoto. Ale się zdziwi… Chodźmy.
Do chatki faktycznie było daleko, aż się kura zdziwiła, że zdołała tak duży dystans rano pokonać. Strach dodaje sił, pomyślała.
Kiedy dotarli do chatki, było już ciemno. Kura weszła w krzaki i oznajmiła, że się stąd nie rusza, że miała tylko pokazać gdzie jest to miejsce i nie zamierza spotkać się z babcią.
- Jeszcze się za nią nie stęskniłam, oznajmiła.
- Dobrze, rzekł lis. Zostań tu, sam to załatwię, tylko byś mi przeszkadzała.
I ruszył ostrożnie w kierunku chatki. Zauważył, że w małym okienku tli się mikre światło, prawdopodobnie z małej świeczuszki. To może oznaczać, że staruszka jest w domu, ale może tylko zapaliła świeczkę i poszła do lasu szukać kury, albo zbiera chrust i zaraz nadejdzie?
Musiał to sprawdzić, by wiedzieć na czym stoi.
Im bliżej był chatki, tym bardziej się oglądał i, choć nigdy by się do tego nie przyznał, trochę czuł obawę, by nie powiedzieć strach, na myśl, że może z babcią stanąć oko w oko.
Przeskoczył cicho przez drewniany płot i zbliżył się do ściany budynku. Cały czas się rozglądał i nastawiał uszu, nasłuchując, czy nie dojdzie do niego jakiś niepokojący hałas. Wiatr nie był jego sprzymierzeńcem, przysiągłby nawet, że zamiast jego szumu, słyszy jego chichot…
Przytknął ucho do ściany budynku, zmrużył oko i po chwili szeroki uśmiech pojawił się na jego pysku. Słyszał głośne babulinki chrapanie, które przypominało wycie watahy wilków. Uff, ulżyło mu. Staruszka śpi głębokim snem, więc zadanie ma ułatwione. Uśmiechnął się do własnych myśli wyobrażając sobie jej minę, gdy rano wejdzie do pustej piwnicy.
Pomimo ciemności, bo księżyc tej nocy nie raczył pojawić się na niebie, dojrzał okienko od piwnicy, które z łatwością otworzył. Człowiek by się nie zmieścił, ale lis prześliznął się przez nie bez problemu.
Kiedy poczuł pod łapami zimną podłogę piwnicy, nagle znieruchomiał. W pomieszczeniu było tak ciemno, że nawet on nie mógł niczego zobaczyć, ale panująca ciemność nie miała wpływu na ostrość słuchu, a ten mu mówił – tu ktoś jest…
Faktycznie, w panującej ciszy wyraźnie usłyszał czyjś oddech, jednocześnie uświadamiając sobie, że nie słyszy głośnego do tej pory chrapania. To oznaczało jedno… W piwnicy była staruszka. Gdy tylko to sobie uzmysłowił, nagle, oślepił go silny snop światła z latarki. Poczuł jak skóra na karku jeży mu się ze strachu, a zimny dreszcz przeszywa całe jego ciało. Oto stała przed nim w całej okazałości koścista staruszka, uśmiechając się ironicznie, w jednej ręce trzymając latarkę, a w drugiej kapcia, którym się zamachnęła.
- Witaj lisie, przemówiła cierpkim głosem. Masz kłopoty, zdaje mi się. Gdzie twój spryt rudzielcu, co? Chciałeś okraść babuleńkę? Myślałeś, że jestem stara i niedołężna, prawda? To się przeliczyłeś. Wcale nie spałam. Udawałam, że chrapie, a ty się nabrałeś, spryciarzu. Już z daleka was usłyszałam, bo słuch mam lepszy od ciebie. Obserwowałam was przez okienko i przeczuwałam, że pojawiłeś się, by mnie okraść. Zastawiłam na ciebie pułapkę, bratku, a ty w nią wpadłeś. Zawołaj kurę, swoją wspólniczkę, która umiera ze strachu w krzakach. Niech tu przyjdzie do piwnicy. Okienko ma kratę, którą odchyliłam, byś łatwo mógł wejść, a teraz ją zamknę na kłódkę i nie będziecie mogli wydostać się z piwnicy. Rano przyjdzie leśniczy to się z wami rozliczy, ha,ha,ha. Zasłużyliście na karę. Nie wolno kraść cudzych rzeczy. Kto chce się szybko wzbogacić, ten zwykle wszystko szybko traci.
Zanim się pożegnam, powiem wam tylko, że to złoto zbierałam, by przekazać je potrzebującym ludziom, domom starców, szpitalom, schroniskom dla zwierzą, część chcę przekazać Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, która od wielu lat czyni tyle dobrego i kupuje sprzęt do szpitali, dzięki którym wielu pacjentom udało się pomóc i wyleczyć. Wiedzcie, że dla siebie nie chcę nic. Jestem stara, niczego nie potrzebuję, wszystko co mi potrzebne, mam. Wstydź się lisie i ty, kuro. Zapamiętajcie sobie naiwne zwierzaki, że człowieka nie ocenia się po tym jak wygląda, jak jest ubrany. Nie uroda go zdobi, ale to, co robi!
Zapamiętajcie to na całe życie.