Zygmunt Marek Miszczak
Na skraju niwy
Hen, na skraju żyznej niwy
Siedzi Chrystus frasobliwy.
Zatroskany o człowieka
Ukrył w dłoniach twarz – i czeka.
Może, jeśli czas pozwoli,
Ktoś po Bożej przejdzie roli:
Może dzieci, może ludzie
Spracowani w żniwnym trudzie?
Tacy Pana się nie zlękną,
Westchną cicho i uklękną –
Jeśli nie przed Jego władzą,
To dobroci hołd oddadzą…
Wszak w Pokoju i Miłości
Trwa od wieków Boży Kościół...
Lecz, choć dzieci drogą biegły,
Pana swego nie dostrzegły.
Szedł też bardzo młody człowiek –
Łza płynęła mu spod powiek,
Bo – jak sądził – w ludzkim tłumie
Nikt już młodych nie rozumie...
Smagły drogą szedł gospodarz,
Mając w myślach popyt, podaż
I ze smętną nader miną
Pana swego też ominął.
Drogą ową szło bez celu
Innych jeszcze ludzi wielu,
O doczesnym śniących chlebie,
Zapatrzonych w samych siebie...