Małgorzata Miecznikowska
Bajka
Raz na wielkiej górze,
Której czubek tonął w chmurze,
Dwie dobre wróżki,
Trzepały swoje fartuszki.
Leciała manna z nieba,
Każdemu ile trzeba,
Ludzie żyli wygodnie,
Ubrani byli modnie,
Panny w nowych sukienkach,
Siedziały sobie w okienkach.
Sprawiły też dobre wróżki,
Że na wierzbie rosły gruszki,
Ananasy w czekoladzie,
W pomarańczowym sadzie.
I choć wszyscy znakomicie,
Żyli sobie w dobrobycie,
Jakieś licho wyszło z kąta
I po domu się rozgląda.
Skąd się wzięło, kto to wie?
Przyczaiło się we śnie.
Podszeptuje, mąci, judzi,
Byle zatruć spokój ludzi.
Trudna sprawa, na nic rada,
W naszą bajkę zło się wkrada.
Zawiść, zazdrość, brak rozwagi,
Wady ludzkie, wielkiej wagi.
Zaczęło się obrażanie,
Kłótnie, swary, wyliczanie,
Kto więcej zagarnął manny,
Wtórowały próżne panny,
W tej zawiści:
O kolory i o wzory,
Kapelusze, pióropusze,
O trzewiki i buciki,
O purpurę i gipiurę.
Panów, też nikt nie zaprzeczy,
Kłuły w oczy lepsze rzeczy,
U sąsiadów lepsze domy,
Samochody, telefony.
Zaczął się tumult wielki,
Poszły w ruch pięści i belki,
Co kto miał po ręką,
Walił pałką lub butelką.
Podbite oczy,
Rozdarte spodnie,
Nikt nie potrafił,
Zachować się godnie.
Zasmuciły się wróżki,
Choć się bardzo starały,
Ich cudowne fartuszki,
Szczęścia ludziom nie dały.
Tak to ludzkie przywary,
Pokonały zalety,
Chociaż to nie do wiary,
Prysła bajka – NIESTETY.