Mariusz Jeleń
Cyrk
Cyrk dziś zjawił się w powiecie,
mówią, że największy w świecie.
Zaraz dziatwa się zleciała,
wszystko ujrzeć, dotknąć chciała.
Marek wozy pragnął zliczyć,
lecz nie zdołał ich policzyć.
Pewnie stało ich ze sto
w każdym wozie istne zoo:
Orangutan, cztery słonie,
małe kuce, duże konie,
foki, lwy, kijanki żaby,
są atleci co rwą sztaby.
Przyjechali też komicy,
skośnoocy trzej magicy.
Tresowana, rzadka pchła,
lecz się gdzieś zapodziała.
Nawet Burek - stare psisko,
pobiegł ujrzeć widowisko.
Choć bilety wysprzedano,
przedstawienie odwołano.
Pan dyrektor w okularach,
puścił plotkę po kuluarach,
że zwierzęta winne są
- je obarczył kpiną tą.
Szympans w mieście miał rodzinę,
to wyskoczył na godzinę.
Lwy obiadu nie dostały,
wiec treserów pozjadały.
Niedźwiedź, bardzo urażony
w zalesione wrócił strony,
gdy mu z klatki jakiś gość,
ukradł mioduwiększą ilość.
A pan wielbłąd, dwu garbaty,
telewizor wziął na raty
i ogląda na ekranie
- Afrykańskie Pożegnanie.
Wystraszona, biała myszka,
pod namiotem z biedy piska.
Zbrzydły foką się oklaski,
popłynęły do Alaski.
Stado słoni, cicho drzemie,
po obiadku - na arenie.
Klacz z ogierem poszły w tany,
zadeptały zboża łany.
Tak dyrektor widział sprawy.
A na koniec tej zabawy,
wspominał także coś o wilku.
Taki cyrk był w tym cyrku.