Michał Jankowiak
Pies Karambus. Część XXVII. Zima.
Przebrani za baranki,
Idziemy z psem na sanki,
Będziemy zjeżdżać z górki,
Po psiemu, na pazurki,
Karambus już w kożuchu,
Z zapleśniałego puchu,
W kozakach co zbutwiały,
Bo wieki w kącie stały,
I w jednej rękawicy,
Co znalazł ją w piwnicy.
Jesteśmy już na górze,
Skąpane ciała w chmurze,
Wokoło wszędzie biało,
Dzieciaków jest niemało,
Panuje tu bałagan,
Bo dzieci jak huragan;
Michałek zabrał sanki,
Co były małej Anki,
Teodor się obrócił,
I śnieżką w niego rzucił,
Gdy Darek to zobaczył,
Nartami go zahaczył,
Najechał na Andrzeja,
Co kijem grał w hokeja,
Wyskoczył na nich Tomasz,
I w krzyk: „A masz, a masz!”
Do akcji wkroczył piesek,
Pozbijał wcześniej z desek,
Ogromne długie sanie,
Wskakują wszyscy na nie,
Na przodzie Pies Karambus,
Tak sztywny jak ten bambus,
A za nim zgraja dzieci,
Pośrodku tej zamieci,
Lecz tak się wygłupiają,
Że zaraz pospadają,
Karambus to wyczaił,
Tej sprawy nie zataił,
Zatrzymał sanie w biegu,
I wszystkie dzieci w śniegu
Bo szrąbek się wywrócił,
I wszystkich z sobą skłócił,
Na dole wielkiej górki,
Trwa teraz bitwa w kulki,
Ktoś w śniegu orła stworzył,
Ktoś nogę mi podłożył,
A teraz sam nie wierzę,
Szczęśliwy w śniegu lezę