Michał Jankowiak
Pies Karambus. Część XXV. Restauracja.
Jesteśmy w restauracji,
Pies ze mną, na kolacji,
A z nami: dzieci, żona,
Od rana najeżona,
Mój brat dwudziestolatek,
Też z żoną, na dodatek.
Karambus uśmiechnięty,
Nieludzko odsztachnięty.
Koszula, marynarka,
Nie pomniał wziąć zegarka,
I krawat i lakierki,
W kieszeniach tabakierki,
Na szyi złota kieta,
Na łapie bransoleta.
Przybył i kelner w końcu,
Błyszczy się taca w słońcu
Wysunął swój notesik,
I walnął nam frazesik:
„ Witamy w „Starej Chacie”,
Co Państwo zamawiacie?
Dzisiejsze danie dnia,
Bigosik; ha ha ha !
Mamy kiełbasę z grilla,
I pieczonego gila”!
Ucieszył się Karambus,
Zesztywniał jak ten bambus,
Wyszczerzył swe zębicha,
A z pyska ślinka prycha,
„Poproszę wuszt z bigosem”,
Przemówił ludzkim głosem,
„No; a na ten deserek,
Może być gil i serek”.
„Ten piesek gy, gy, gada,
I nawet nie ujada”,
Wydusił z siebie słowa,
Ten kelner co się chowa,
Pod stołem, pod obrusem,
Przed moim Karambusem,
Nareszcie zamówienie,
Głaszczemy podniebienie,
Bigosem i kiełbasą,
Z cebulą i okrasą,
Karambus coś tam gmera,
I cały wuszt wyżera,
Aż trafił na kosteczkę,
Wykrzywił psią mordeczkę,
I cały pokrzywiony,
Wykrzyczał; „Psie ogony!
Dawajcie tu kucharza,
Partacza i knociarza”,
Jak bomba wpadł na kuchnię,
Coś chyba tu wybuchnie,
No pewnie; pies oszalał,
I całą kuchnię zalał,
Herbatą , kawą z mlekiem,
Maczanym w zupie wekiem,
Rosołem, barszczem, żurkiem,
To wszystko leci ciurkiem,
Wprost na podłogę z desek,
Wszystkiemu winny piesek.